Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…NIECODZIENNIK SATYRYCZNO-PROWOKUJĄCY

Gdy zasiedziałem się przy komputerze - część II

51 841  
195   31  
Poprzednio udało mi się was zainteresować przebiegiem przygotowań do próby bicia rekordu. Dziś opiszę wam, jak to wyglądało już w trakcie i co poszło nie tak.


Ostatni dzień przed eventem

Zaczęło się oczywiście od przyjazdu do Poznania (jak mój nick wskazuje - jestem z Koszalina). Trasa Koszalin-Poznań to czarna dziura na komunikacyjnej mapie Polski. Wybór padł na pociąg. Razem ze mną jechało 8 osób z ekipy - reżyserzy, stewardzi, no i prowadzący event online. Choć do ostatniej chwili nie wiedziałem, czym będę jechał, to bilet kupiłem dopiero na dworcu. Mimo wszystko system PKP wylosował mi miejsce w tym samym przedziale co reszta ekipy... no prawie. Jeden steward, mimo że bilet miał kupiony online razem z resztą, z jakiegoś powodu dostał miejsce trzy przedziały dalej. A on był jedynym, który miał modem LTE, by sobie poserfować po internecie. Niby mała rzecz, ale zapowiadała, że jak coś się ma popsuć, to się zepsuje koncertowo. Lawina ruszyła.

Zakwaterowaliśmy się na poddaszu w poznańskim oddziale firmy, wszyscy na kupie - choć jako jedyny dostałem do dyspozycji kanapę, nie sam materac na podłodze. Fajnie, gdybym tylko korzystał z łóżka :P Nie muszę też chyba mówić, jaki panował tam aromat, gdy zamknęli 15 nerdów na przestrzeni 30 m² ;) Na szczęście wytrzymać musiałem tam tylko jeden dzień - reszta siedziała tam na zmiany przez tydzień.

Przyjazd kontrolny na tereny MTP


Budowa sceny oczywiście odbywała się na ostatnią chwilę. Gdy przyjechaliśmy na miejsce, podest i ściany już stały... i to tyle. Wykładzina na podest jeszcze nie przyczepiona, ścianki nie pomalowane, a komputer w częściach - to tyle z planowanych testów. Dobra, jakoś to będzie. Akurat tego dnia miałem 25. urodziny, więc poszliśmy do baru na rundkę bezalkoholowego. Może chociaż na Joe Monsterze był jakiś artykuł na poprawę humoru? A guzik - "20 oznak, że masz już prawie 25 lat". Dowalcie mi jeszcze, że jestem stary. Świat chce mi coś powiedzieć. Aha, żeby nie było, że jestem no-lifem - byłem już wtedy żonaty, a co więcej - była w ciąży. Planowany termin rozwiązania? Za dwa tygodnie. Z moim szczęściem, to jutro zacznie rodzić :P (udało się i córeczka urodziła się dwa tygodnie po terminie)



Dzień rozpoczęcia

Przyjazd kolejnego dnia na tereny MTP już był bardziej optymistyczny. Scena gotowa... tylko moje miejsce jeszcze nie. Do rozpoczęcia zostało 90 minut. OK, szybki power nap i pomyślmy, co z tym zrobić.

Pora zorientować się w terenie. Miejsce na drzemki - prawie 3 minuty drogi od sceny szybkim chodem. No super, ale zaraz będzie tu od cholery ludzi i nijak się nie będę mógł tam przecisnąć. Połowa czasu przeznaczona na drzemki pójdzie się walić. OK, to tylko 3 dni, potem ludzi już nie będzie, damy radę. Musimy. To gdzie jest najbliższa toaleta? Jest niby jedna 200 m od sceny, ale w przeciwnym kierunku niż chillout room, a chciałem te przerwy łączyć (szczanie i spanie przy jednym odejściu od kompa). No dobra, to będę mniej pił, albo założę sobie pieluchę (na szczęście nie było potrzeby). Po krótkiej burzy mózgów wybraliśmy największego z reżyserów jako mojego body guarda/taran - będzie torował mi drogę przez tłum. Przynajmniej palarnia była blisko.

Co z komputerem? No jest niby już podłączony, ale coś jest nie tak - gra tnie się jak emo nastolatek! O co tu chodzi? GeForce GTX 980 x2 powinny mieć aż nadmiar mocy! (tak, ten laptop na stole to taki pacyfikator sponsorów - MSI użyczyło komputery, jednak laptop i długie granie nie idą w parze, więc pod stołem miałem ukrytą właśnie tę bestię). Szybkie sprawdzenie wszystkich podłączeń, nawet inny monitor podpięty i... jakiś debil owszem, podłączył monitor, ale do płyty głównej zamiast do karty graficznej i leciało ze zintegrowanej.

Czas do rozpoczęcia - 20 minut. Ostatnie co zostało do sprawdzenia to wielki telebim nad sceną, na którym widać mój monitor, zebraną kwotę na PayPalu, wywiady przeprowadzane na scenie itd. Test wykazał, że przy przekątnej 4 m i rozdzielczości 360p... gówno widać. OK, jeden dzień tak przeżyjemy i w nocy go zmienią na 1080p, gdy ja będę grać. A myślałem, że chociaż w nocy będzie cicho, to power napy na scenie mógłbym robić. To tylko jeden dzień, jutro będzie lepiej...

Aha, zapomniałbym - pisałem dużo o wyborze idealnego sprzętu - tak więc wybrane słuchawki nie zostały zabrane i musiałem grać w takich, które niemiłosiernie cisnęły w uszy i w dodatku były cholernie ciężkie. Ale to tylko 3 dni, potem jak ludzie sobie pójdą, to pogram na głośnikach. Ktoś spakował głośniki? No tak...

Problemy techniczne

Oczywiście nie odbyło się bez mniejszych czy większych problemów. Główna kamera, która miała być kluczowym dowodem przesłanym do Guinnessa, została źle podłączona do dysków i po pierwszym dniu skończyło się na niej miejsce. Na szczęście szybko zostało to naprawione, jednak nie było nagrania z 12 minut materiału - to będzie stanowiło problem przy weryfikacji (ponad rok będę walczył o uznanie rekordu, a gdy to już nastąpi... to okaże się, że został tydzień wcześniej pobity - tak więc miałem rekord, lecz nigdy nie byłem w księdze). Ale liczy się akcja charytatywna - tylko konto PayPal miało przez chwilę problem z przyjmowaniem wpłat, ale co tam.

Przez chwilę też nie było transmisji w internecie. Znaczy była, ale jakoś tak mało dynamiczna - to dlatego, że jeden z reżyserów potknął się o kabel HDMI i wyrwał go z komputera. Teraz na szczęście już wszystko co najgorsze mamy za sobą, drugiego dnia będzie lepiej.

Pierwsza noc na pustych halach

Niektórych rzeczy po prostu nie idzie przewidzieć. No bo kto mógł wiedzieć, że codziennie w nocy jest przedmuchiwana klimatyzacja? Lodowatym powietrzem, a jak - w końcu to tylko końcówka października. Czy to duży problem? Normalnie to nie - zakładasz bluzę i jedziesz dalej. Ale pamiętacie tego kompa-potwora pod stołem? No więc on się grzał. Moje ciało znajdowało się więc w dwóch strefach klimatycznych: 10 stopni nad blatem, 35 stopni pod blatem. To tylko tydzień, dasz radę...

Pora na dopalacze

No dobra, nikt mi nie uwierzy, że wysiedziałem tyle bez jakiejś chemicznej pomocy. Były dwie. Pierwszą była nikotyna - tak, paliłem, choć tylko w nocy, gdy nie było już odwiedzających - nie możemy przecież promować niezdrowego trybu życia! No to co było drugie? Energetyki? Kawa? Biały proszek? Nic z tego. Kofeina i cukier mają to do siebie, że owszem, pobudzą cię, ale tylko na krótki okres, po którym będzie "zjazd energetyczny". Można go oczywiście niwelować kolejną kawką, ale w tym trybie pod koniec 4 dnia miałbym już ją podpiętą dożylnie, by jakoś się utrzymać na nogach. Rozwiązaniem była (werble)... lodowato zimna woda! Tak jest - szklaneczka wody o temperaturze 1-2 stopnie Celsjusza rozbudza organizm świetnie i nie ma żadnych efektów ubocznych. No może poza jednym... Gdzie była ta toaleta?



Poza wodą przydałoby się też coś jeść - dietetyk skomponował mi na tę okazję specjalną dietę mocno przyswajalnych produktów, by jak najmniej czasu spędzać na "dwójeczce" - była tak efektywna, że byłem na tronie tylko jeden raz!
I to w sumie też przez nią...

Dieta oparta była na cytrusach (spoko) i rybach (nie spoko). Problem z rybami był jeden - szybko się psują, gdy nie są w lodówce. No ale co za problem je trzymać w chłodnym miejscu? Niby żaden, aż się nie okaże, że po trzech dniach targów ktoś wyłącza bezpiecznik od lodówki, w której było przygotowane żarcie. No to zamawiamy coś na mieście. Przyjechała ryba po grecku - nie lubię, ale nawet bym zjadł - gdyby nie była z ośćmi! Tak więc resztę eventu przesiedziałem praktycznie na mandarynkach i pomarańczach popijanych wodą. Na szczęście sraczka dopadła mnie tylko ten jeden raz.

Co było najgorsze?

Brak snu? Niewygodne słuchawki? Otóż nie! Badania lekarskie! Co może być złego w EKG i badaniu cukru? Ku*wa, wszystko! Zacznijmy od cukru. Wiecie jak się wykonuje takie badanie? Wystarczy małe nakłucie na opuszce palca, kropelka krwi na papierek i już. Nakłucie... grając używam wszystkich pięciu palców lewej dłoni, więc ich kłuć nie dam, w prawej natomiast używam kciuka, wskazującego i środkowego. Zostaje mały i serdeczny. Jako że badania trzeba wykonywać często, to pod koniec przypominały fioletowo-czerwony durszlak.

No dobra, a EKG? Przecież to nie jest inwazyjne badanie! No niby nie jest... Na początku używaliśmy czujników na przyssawki - takie jakie są praktycznie w każdej przychodni, jednak przez to, że natura nie poskąpiła mi owłosienia, to te przyssawki co chwila odpadały i trzeba było badanie zaczynać od nowa, tracąc czas. Tak więc drugiego dnia sanitariusz przywiózł naklejane czujniki z SOR-u. Tak się złożyło, że mniej więcej w tym samym czasie kark trochę mnie bolał, więc masażystka okleiła mnie tymi śmiesznymi kolorowymi plastrami dla sportowców, by odciążyć trochę mięśnie. Wiecie, że ok. 20% społeczeństwa jest uczulone na klej stosowany w tych czujnikach EKG i plastrach? Sporo, więc czemu nie zmienili kleju na jakiś inny? Ano, bo trzeba by mieć kontakt z tym klejem dłużej niż 72 godziny, a nikt tak nie robi... no nikt, naprawdę. Wysypka schodziła dwa tygodnie...

No i halucynacje. Wiedziałem, że się pojawią, więc gdy to już nastąpiło, to byłem świadomy, że to co się dzieje nie jest prawdziwe. Ale co innego wiedzieć, a co innego jakoś sobie z tym poradzić. Uznałem, że skoro same się pojawiły, to same sobie pójdą. Jedne trzymały się kilka minut, inne kilka godzin, zazwyczaj były nudne - jak wrażenie, że ktoś ciągle stoi obok ciebie i nawet z tobą rozmawia, mimo że to twój cień.

Dwie mi utkwiły w pamięci. Pierwsza pojawiła się ok. 80 godziny i trwała przez pół dnia. Nie infekowała świata rzeczywistego, tylko była w samej grze. Otóż wydawało mi się, że steruję muchą w świecie Shadow of Mordor. A wiecie co jest w tym najlepsze? Mucha jest mała i szybka - ciężko ją trafić, a ona wszędzie doleci - miałem wtedy najlepsze staty przez całą grę - dochodziło nawet do 40 fragów na jednego deada! Druga halucynacja warta wspomnienia przyszła pod sam koniec - ok. 130 godziny i trwała aż do samego końca. Tym razem nie była zbyt pomocna. Otóż każdy element na mapie, który nie był budynkiem, był w formie... kota. A ch*j, bo czemu nie! Internetem rządzą koty i postanowiły się też wbić do mojej gry. Niestety stanowiło to maleńki problem - zarówno krzaki, skrzynki, ale i przeciwnicy byli kotami! Więc do kogo strzelać? Do tych, które biegają :P

Odpowiedzi na wasze pytania

Najwięcej pytań pojawiło się w sprawie trybu snu. Zmodyfikowany tryb ubermana, który stosowałem, opierał się na power napach, które nie dopuszczały do zapadnięcia w głęboki sen. Jak to trenować? Usiądźcie sobie na fotelu i w dłoni trzymajcie łyżeczkę do herbaty. Na ziemi połóżcie metalowy talerz lub miskę. Gdy wasze mięśnie zaczną się rozluźniać i łyżka brzdęknie w miskę - pora wstawać! By taki sposób był efektywny, trzeba też umieć odpowiednio szybko doprowadzić do tego momentu. Ten sposób przydaje się też, gdy chcecie normalnie zasnąć, ale nie chcecie przez godzinę turlać się po łóżku, szukając wygodnej pozycji.



To jest mój własny patent i nie mogę zagwarantować, że u wszystkich zadziała. Nazywam go "Na Igorka". Igorek to moja maskotka - mały, śpiący króliczek. Na początek musicie się takiej maskotki "nauczyć". Musicie poznać ją wszystkimi zmysłami - jak wygląda, jaka jest w dotyku, jak pachnie, a nawet jak smakuje czy jaki wydaje dźwięk, jak ją ściśniesz. Potem, gdy się kładziecie do łóżka (już bez niej), zaczynacie sobie ją przypominać - po kolei angażujecie w to każdy zmysł - gdy skupiacie się na dotyku, wasz organizm umysł przełącza się z tego, co aktualnie czujesz i skupia się na tym "wspomnieniu", podobnie ze smakiem, wzrokiem czy słuchem. Gdy wszystkie wasze zmysły przełączą się z fizycznych na "wirtualne", wasze ciało praktycznie już śpi. Po kilku dniach treningu zaczniecie sobie przypominać te szczegóły dużo szybciej, a po tygodniu zasypianie nie powinno już zajmować dłużej niż minutę.

Jeżeli chodzi o same drzemki, to o ile nie musicie być ciągle aktywni, to warto sobie zostawić jeden "długi" sen - ok. 1,5 godziny. Najlepiej, by był on w nocy (4:30 - 6:00). Dzięki temu "budzicie" się wraz z resztą społeczeństwa, co pozwala zachować zegar biologiczny w równowadze. Potem zależnie od potrzeb - 5-7 power napów w ciągu dnia, ale nie częściej niż co dwie godziny!

To by było na tyle, jeżeli czegoś nie uwzględniłem, to pytajcie w komentarzach, chętnie wam odpowiem :)
7

Oglądany: 51841x | Komentarzy: 31 | Okejek: 195 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

18.04

17.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało