Z pomocą oleju RSO z konopii indyjskich udało mu się pomóc wyleczyć chorego na raka mózgu, pomógł też matce z zaczątkiem czerniaka, pomagał ojcu, któremu wycięto już 4 organy... a teraz grozi mu więzienie "za wprowadzenie do obiegu środka odurzającego". Tyle że nikomu nie stała się krzywda i nikt się nie "odurzył". Oto Kuba Gajewski.
Nie jestem wielkim fanem "jarania blantów", nie grzeje mnie to, ani ziębi. Przeraża mnie tylko fakt, że wiem, że gdyby ktoś mi naprawdę bliski zachorował, to pewnie też zaryzykowałbym kupowanie oleju konopnego (
Rick Simpson Oil) - nawet wiedząc, że ceną może być więzienie. Może to się zmieni?
Swój sprzeciw warto wyrażać nie tylko na Facebooku. Ziarnko do ziarnka i zbierze się siła.
PS Zapewne w komentarzach pojawią się "wszechwiedzący naukowcy" wyśmiewający konopie jako wiejski zabobon, sprowadzający sprawę do "bakania" czy też zarzucający brak badań naukowych w temacie. Warto przy okazji przeczytać:
Badań naukowych jest niewiele, ponieważ marihuana medyczna (czyli ta z legalnych źródeł) jest paradoksalnie o wiele trudniej dostępna niż ta "z ulicy". Obecnie jest dużo prywatnie publikowanych raportów i relacji na temat właściwości leczniczych konopi, które z punktu widzenia nauki odrzucane są jako tzw. anegdotyczne. Ale z drugiej strony, duża ilość takich raportów zwiększa motywację naukowców do prowadzenia rzetelnych, profesjonalnych badań z podwójnie ślepą próbą (lekarz oraz pacjent nie wiedzą, czy ampułka zawiera placebo, czy też testowaną substancję). Badań, głównie w USA, jest coraz więcej i są obiecujące.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą