Wielopak weekendowy LXXVII
_ala_
·
17 października 2004
25 674
3
20
Żeby przygotować dzisiejszy wielopak, _ala_ przekopała się przez 2 441 postów napisanych przez Was w ostatnim tygodniu na forum Kawały Mięsne i wybrała dla Was 16 najlepszych. Daje to wynik coś ponad 6 promili, całkiem nieźle, prawda? ;)
Tuż przed rozpoczęciem przedstawienia, Leonowi zachciało się strasznie siusiu. Wyszedł z widowni, szuka toalety. Wszedł do jakiegoś ciemnego korytarzyka, już nie może wytrzymać, złapał wazon stojący w kącie i nasiusiał do niego. Po czym wrócił zadowolony na widownię.
Przedstawienie już trwa, więc Leon nachyla się do sąsiada i się pyta:
- Jak się zaczęło?
- A wie pan, taka scena typowa dla nowoczesnych dramatów. Wchodzi facet, sika do wazonu i wychodzi...
by Dziobas
* * * * *
Na szkoleniu policjantów komendant mówi:
- Jako policjanci często będziecie musieli dokonywać ciężkich wyborów. Na przykład: co zrobicie, gdy będziecie musieli zaaresztować własną matkę?
Na sali cisza. W końcu ktoś nieśmiało proponuje:
- Eee... wezwiemy wsparcie?
by Kozak
* * * * *
Pewnego dnia diabeł budzi się bardzo wkurzony mówiąc:
- Basta! Nie cierpię juz tych dziwek! Muszą wszystkie do mnie wysyłać?! Chce dziewice!
Więc wybiera się na ziemię szukać dziewic. Idzie tu i tam, ale dziewic nie ma. Szuka i szuka po całym świecie, ale nic.
Idąc po małej miejscowości spotyka staruszkę:
- Wie może pani, czy w tej miejscowości jest jakaś dziewica?
- Widzisz ten biały dom? Tam mieszka dziewica
Poetycka Klasyka Gwoździ - Pan Miecio
lysy2
·
15 października 2004
13 374
1
12
Nasz nadworny poeta powrócił! Mili Państwo, znów jest zdrów i cały, żyje i co najważniejsze tworzy. I to jak! Powala nas na podłogę i już wstać z niej mie możemy...Żyła sobie małpa w ZOO
było z nią niezbyt wesoło
Martwi się obsługa cała,
bo smutna i osowiała.
Zawołano więc doktora:
"Panie doktor-małpa chora,
bardzo to gatunek rzadki.
To jedyna małpa w ciapki."
Doktor miesiąc się przymierzał,
ale olał tego zwierza.
Obsługa go przydybała
i nagrodę obiecała:
Są takie dni kiedy i ty jesteś alpinistą...Harry wrzasnął - powoli jego palce odrywały się od występu. Zacisnął rękę mocniej i ostatkiem sił podciągnął się w górę.
Rozmasował bolące stawy i odsapnął. "Pierwsza zasada nie patrzeć w dół" - pomyślał nie przestając chuchać na poczerwieniałe końcówki palców "Obejrzysz się przez ramie i lecisz".
Zadarł głowę i uświadomił sobie, iż przebył już całkiem niezły kawałek i do szczytu nie pozostało już wiele. Zebrał się w sobie i wstał starając się przygotować do kolejnego podejścia.
Jego ręka pewnie namierzyła kolejny punkt zaczepienia. Nogi znalazły oparcie i Harry, posapując, zaczął przeć na przód.
Gdzieś w oddali zaskrzeczał ptak uświadamiając nieszczęsnemu amatorowi wspinaczki, iż dobrze jest mieć skrzydła. Kropelki potu zaczęły pojawiać się na czole Harry’ego, by zaraz spłynąć w dół i zawisnąć na czubku nosa.
Z wysiłkiem wspiął się na kolejny występ i spuszczając nogi w dół zaczerpnął powietrza. Miał wrażenie, iż owe trzy głębokie wdechy rozsadzą mu płuca. W skroniach pulsowała krew, a serce waliło jak młot. Otarł twarz rękawem i spojrzał na zegarek . Tak długo już brnął do góry, iż nie zauważył, że zbliża się zmierzch. "Musze tam dotrzeć przed nocą" - wymamrotał pod nosem.
Podniósł się i przerażony wizją kolejnego wysiłku usiadł z powrotem.
"Spokojnie, bez paniki. Masz jeszcze czas Co nagle, to po diable - jak powiedział żółw-satanista" - spróbował zażartować, lecz daleko mu było do śmiechu, a o wiele bliżej do płaczu. "No czas się zbierać" - westchnął wyciągając rękę w górę.
Szkoda, że nie zabrał ze sobą znajomego - we dwójkę byłoby łatwiej. Ale nie teraz jest czas, by czegoś żałować.
Harry wsłuchiwał się w swój organizm, usiłując dopasować odpowiednie tempo. Całe ciało stało się nagle maszyną - wszystkie trybiki musiały idealnie działać, bo każda awaria groziła oderwaniem rąk i spadnięciem.
Do końca już tak niedaleko. Wtem nagły błysk słońca oślepił Harry’ego, zmuszając go tym samym do zaciśnięcia powiek. Odwrócił głowę i otworzył oczy, przed którymi zatańczyły jasne plamy. Po omacku wyszukał następnej szczeliny i wśliznął w nią dłoń. Wolną ręką poszukał kolejnego miejsca, na tyle pewnego, by utrzymało jego osiemdziesięciokilowy ciężar.
Znalazłszy przerzucił nogi nad występ i znalazł się na szczycie. Przez pewien czas leżał na plecach z rozciągniętymi ramionami i odpoczywał. Oddychał miarowo i głęboko usiłując się wewnętrznie uspokoić. Gdy w końcu przekonał sam siebie, iż jest już w stanie sprostać ostatniej przeszkodzie wstał i chwiejnym krokiem ruszył przed siebie.
Kiedy dotarł już do celu swej podróży, z kieszeni wygniecionej marynarki wyjął klucz i długo nim majstrował, nim w końcu trafił do odpowiedniej dziurki w drzwiach.
"Będę miał jutro strasznego kaca" - pomyślał ostatni raz patrząc przez ramię na klatkę schodową...
Nadesłał: Szymonek
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą