„Trzeba sobie jakoś radzić…” – rzekł wymiętoszony, odziany w tani garnitur lump,
który właśnie sprzedał staruszce zestaw noży kuchennych z
adamantium ostrzonych laserami atomowymi w kosmodromie NASA. W
świecie naszpikowanym zabezpieczeniami, blokadami i czytnikami linii
papilarnych czasem najskuteczniejszą formą przekrętu są stare,
sprawdzone i prymitywne metody. Te, połączone z ludzką głupotą i
naiwnością, często pozwalają oszustom łatwo obłowić się
grubym hajsem.
Zdesperowany
człowiek, któremu porwano dziecko, zrobi wszystko, aby je odnaleźć.
Nawet jeśli mowa jest o płaceniu dużych pieniędzy jakiemuś
babsku, które zaklina się, że ma zdolności prorocze i potrafi
gadać ze zmarłymi. Sylvia Browne, Amerykanka twierdząca, że dar
jasnowidzenia uaktywnił się u niej, kiedy była małą dziewczynką,
dorobiła się fortuny na takich właśnie sprawach i w 1974 roku
otworzyła nawet specjalną fundację zajmującą się badaniem
zjawisk paranormalnych. Niedługo potem powołała też do życia
placówkę edukacyjną, gdzie (oczywiście za niemałą opłatą) „szkoliła”
swoich naiwnych uczniów.
Od klientów
rozpaczliwie poszukujących swych uprowadzonych dzieci Browne
pobierała 850 dolarów za pół godziny rozmowy telefonicznej,
wcześniej jednak zapewniając ich, że jej rady są niezwykle
skuteczne, czego dowodem miałaby być współpraca Sylvii z FBI.
Ponadto pani jasnowidz, w przeciwieństwie do „zwykłych”,
spotykanych na każdym kroku proroków, potrafiła też patrzeć
setki lat wstecz oraz rozmawiać z duszami zmarłych ludzi.
Browne miała dobrą
passę – dzięki występom w telewizji jej popularność
szybko rosła. Jedną z najgłośniejszych spraw, jaką Sylvia się
zajmowała, było zaginięcie pochodzącej z Teksasu 6-letniej Opal
Jo Jennings, która to w 1999 roku została porwana z ogródka domu
swych rodziców.
Korzystając ze
swoich umiejętności, kobieta stwierdziła, że dziecko żyje, ale
zostało wywiezione do Japonii i przebywa w mieście Kukouro.
Dziewczynka miała paść łupem porywaczy kradnących białe
pacholęta na zlecenie mafii zajmującej się handlem niewolnikami.
Niestety dla pani
Browne (oraz dla nieszczęsnego dziecka) zwłoki Opal znalezione
zostały niedługo potem w jednej z teksańskich miejscowości, a
sekcja zwłok wykazała, że ofiara została
zamordowana i zakopana w
dniu swego uprowadzenia.
Żeby tego było mało, na jaw wyszło, że
aglomeracja o nazwie Kukouro nawet nie istnieje.
Ze 115 proroctw
Sylvii dotyczących porwań, 25 okazało się chybionych, a pozostałe
przypadki nigdy nie zostały wyjaśnione. Czy te fakty jakoś
wpłynęły na dalszy rozwój kariery pani jasnowidz? Ależ skąd!
Prawie połowa z 50 napisanych przez nią książek trafiła na listę
amerykańskich bestsellerów, a sama Browne dorobiła się takiego
bogactwa, że spokojnie można by ją nazwać multimilionerką. W
ostatnim czasie popularność oszustki drastycznie wzrosła, bo
okazało się, że w 2008 roku przepowiedziała ona epidemię
„grypopodobnego” wirusa, która to miała opanować świat w
okolicach 2020 roku.
Niestety, pani prorok nie dożyła tych czasów
– zmarła bowiem w 2013 roku jako szalenie zamożna 77-latka.
Troszkę przedwcześnie jej się zeszło – w końcu jeszcze dwie dekady temu, w
wywiadzie, którego udzieliła Larry’emu Kingowi, zaklinała się,
że ziemski padół opuści dopiero w wieku 88 lat.
Jacobson był
zwykłym szarakiem z Ohio, który marzył o karierze w policji. I
nawet przez chwilę udało mu się to marzenie spełnić. W 1976 roku
włożył mundur stróża prawa, ale szybko musiał go zdjąć, bo
kłopoty zdrowotne wykluczyły jego dalszą karierę w tych
służbach. Jerome przeprowadził się więc do Atlanty i rozpoczął
pracę jako ochroniarz. Przydzielono go do roboty w drukarni
odpowiedzialnej za produkcję gier na zlecenie sieci restauracji
McDonalda. I akurat tak się szczęśliwie złożyło, że firma ta
szykowała materiały do konkursu, w którym łączna wartość
nagród wynosiła…
pół miliarda dolarów!
Plansze do gry
Monopoly ukryte były w zestawach sprzedawanych w tej sieciówce.
Zadanie klienta polegało jedynie na sprawdzeniu, czy nie trafiła mu
się specjalna, limitowana wersja takiego arkusza. Jeśli tak by się
stało – szczęśliwiec otrzymywał pieniężną nagrodę.
Jacobson dostał
posadę osoby odpowiedzialnej za utrzymanie bezpieczeństwa całej
procedury druku oraz uczciwego kolportażu pudełek do wszystkich
restauracji w USA. A to oznaczało, że miał on bezpośredni dostęp
do wszystkich kartoników, które – niczym losy na loterię – warte
były od 2000 do nawet pół miliona dolarów!
Mężczyzna zaczął
wykradać zwycięskie plansze i rozdawać je swojej rodzinie oraz
znajomym. Wkrótce jednak rozwinął ten „biznes” i utworzył
wielką, złożoną z 50 osób
sieć działającą na terenie całego
kraju. Wśród współpracowników Jacobsona znaleźli się byli
skazańcy, lekarze, mormoni, członkowie mafijnej rodziny Colombo, a
nawet jeden facio, którego Jerome spotkał kiedyś na lotnisku w
Atlancie. Ba, cwany ochroniarz przekazywał też część arkuszy
innemu oszustowi, który kolportował je we własnej siatce
wtajemniczonych ludzi.
Jacobson dzięki
swojemu procederowi szybko stał się właścicielem wielu
posiadłości, jeździł na drogie wycieczki, a w garażu jego
rezydencji stały auta, na które nigdy nie byłoby stać zwykłego
szaraka z Ohio. Ostatecznie człowiek, którego fortuna wynosiła 24
miliony dolarów, wpadł w ręce FBI w sierpniu 2001 roku. Skazany
został na 15 lat więzienia i musiał zapłacić wielomilionową
karę za swój spektakularny przekręt.
A oto i dziewczę,
które w krótkim czasie stało się najmłodszą miliarderką na
świecie. Mówimy oczywiście o gronie osób, które swojej fortuny
dorobiły się własną pracą, a nie odziedziczyły ją po bogatych
rodzicach. Holmes studiowała na Uniwersytecie Stanforda. Chociaż
uczyła się inżynierii chemicznej, zawsze chciała zostać
lekarzem, jednak strach przed igłami sprawił, że Elizabeth
zrezygnowała z tej kariery. I to właśnie ta fobia sprawiła, że w
głowie dziewczyny wykiełkował banalny, naiwnie wręcz dziecinny
pomysł, na jaki mógłby wpaść chyba tylko upalony skunem Seba –
„A co gdyby skonstruować takie urządzenie, które analizowałoby
kropelkę krwi pobranej z opuszka palca i na jej podstawie
potrafiłoby wykryć u człowieka każdą chorobę?”
.
Z taką
wizją Holmes poczłapała do jednego ze swych wykładowców.
Profesor słusznie stwierdził, że stworzenie takiej maszyny nie
jest możliwe. Elizabeth była już jednak tak zafiksowana swoim
pomysłem, że wkrótce rzuciła studia i otworzyła firmę Real-Time
Cures, której celem było zbudowanie
punktów szybkiej analizy
ludzkiego zdrowia.
Holmes może i
bujała w obłokach, ale miała jedną cechę, która sprawiała, że
mogła odnieść sukces. Mowa o charyzmie. Dziewczyna potrafiła
zrobić dookoła siebie dużo szumu i sprawić, że ludzie wierzyli w
to, że dysponuje ona wiedzą, która pozwoli jej skonstruować takie
urządzenie.
Szybko stała się
obiektem zainteresowania mediów, była zapraszana do udzielania wywiadów dla
poczytnych magazynów, gdzie przedstawiano ją jako osobę, która
zrewolucjonizuje współczesną medycynę. Swoją ideą zaraziła też
wielu pracowników amerykańskiego rządu, dzięki czemu jej projekt
nabrał jeszcze więcej autentyczności. Holmes określana była
nawet jako wizjonerka na miarę Steve’a Jobsa czy Thomasa Edisona.
Wynalazek, który
ochrzczony został mianem „Theranos” nie był nawet w pierwszej fazie
konstrukcji, gdy na konto firmy Elizabeth zaczęły wpływać setki
milionów dolarów od inwestorów. Młoda wizjonerka miała tak dobry
PR i umiała tak znakomicie nawijać makaron na uszy, że żadna z
osób wykładających gruby hajs na ten projekt nawet nie zechciała
zapoznać się z badaniami czy jakąkolwiek dokumentacją dotyczącą
skuteczności technologii, która to wkrótce miała wywrócić
medycynę do góry nogami.
Wkrótce na koncie Holmes znalazł się
miliard dolarów.
Pierwsze
prototypowe maszyny do „szybkiego badania” pacjentów trafiły do
placówek medycznych w USA. No i szybko czar o niewielkim, sprawnym
urządzeniu, które momentalnie powiadomi zainteresowanego o jego
stanie zdrowia, prysł. Theranos nie działał tak jak powinien.
Przede wszystkim – jego diagnozy często były chybione. Osoba z
cukrzycą mogła na przykład zostać powiadomiona o terminalnym
stadium raka. Wkrótce też na jaw wyszło, że to nie nowoczesna
maszyna analizuje krew pacjentów, ale sztab medyków zatrudnionych w
laboratorium. Theranos był więc jedynie wartym miliard
dolarów bublem, który nakłuwał palce pacjentów i pobierał ich
krew.
Holmes dobrze się
jednak zabezpieczyła – każdy z jej pracowników zmuszony został
do podpisania umowy o poufności, dzięki czemu prawda o przekręcie
nie wyszła na jaw. Do czasu kiedy jeden z członków ekipy Elizabeth
nie skontaktował się z mediami i nie puścił farby. Przy okazji okazało się, że młoda wizjonerka była prawdziwym tyranem o
socjopatycznych cechach i skłonności do mitomanii. W momencie
ujawnienia oszustwa Holmes zdążyła dorobić się 4,5 miliarda
dolarów. Dużą część swojej fortuny Elizabeth przeznaczyła na
pensje dla najlepszych prawników i opłacenie kosztów rozpraw
sądowych. Obecnie, po opłaceniu kaucji w wysokości 500 tysięcy
dolarów, kobieta czeka na wyrok.
Wiele wskazuje na to, że czekać
ją będzie nawet do 20 lat odsiadki.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą