Szukaj Pokaż menu
Witaj nieznajomy(a) zaloguj się lub dołącz do nas
…BO POWAGA ZABIJA POWOLI

Fentanyl – narkotyk, który zżera Amerykę od środka

54 640  
796   161  
„Chciałem dobrze!” – taka deklaracja często pojawia się w sytuacjach, gdy jakiś wynalazek, który miał ludzkości służyć, zostaje wykorzystany w sposób nie do końca właściwy, a już na pewno – szkodliwy dla ogółu. Patrząc na watahy pokładających się na betonie amerykańskich zombie najprościej byłoby podsumować taki widok hasłem „Ćpuny. Same sobie winne.”. Sprawa jednak trochę bardziej złożona, a przerażająca plaga narkomanii w USA ma drugie dno.
Wszystko zaczęło się jeszcze w latach 50. ubiegłego wieku, kiedy to belgijski chemik, dr Paul Janssen postawił sobie za cel zsyntezowanie substancji o niespotykanych dotąd właściwościach przeciwbólowych. Najmocniejszymi wówczas substancjami tego typu była morfina i meperydyna. Janssen i jego współpracownicy wierzyli jednak, że uda im się znaleźć inną, silniejszą i szybciej działającą opioidową molekułę. Problem ze wspomnianymi związkami był bowiem taki, że nie od razu przedostawały się one do systemu nerwowego. Uczeni zaczęli więc eksperymentować modyfikując wspomnianą meperydynę w taki sposób, aby nie tylko znacznie podkręcić moc tego leku, ale przede wszystkim – zwiększyć tempo jego przebicia się przez barierę krew-mózg. Substancja taka musiałaby lepiej rozpuszczać się w tłuszczach i sprawniej wiązać się z odpowiednimi receptorami.


Jeszcze przed końcem dekady naukowcom udało się zsyntezować fenoperydynę – związek 25-krotnie silniejszy niż morfina. Testy na zwierzętach wypadły zadowalająco i belgijscy uczeni mogli się pochwalić stworzeniem najsilniejszego wówczas środka przeciwbólowego na świecie! Lek został wprowadzony na rynek w wielu krajach europejskich.

Na tym jednak nie poprzestano. Janssen i jego koledzy skupili się na ulepszeniu swej formuły. W 1960 udało im się pobić swój „rekord”. Fentanyl był lekiem dziesięć razy mocniejszym niż fenoperydyna, a przede wszystkim – lepiej rozpuszczalnym w tłuszczach. Był to teraz nie tylko najpotężniejszy „painkiller”, ale i środek, który bił na głowę wszystkie inne opioidy jeśli chodzi o szybkość ich działania. W praktyce lek zaczynał działać zazwyczaj w niecałą minutę po jego podaniu dożylnym, natomiast w sytuacjach przyjmowania go doustnie, efekt przychodził już po 5-15 minutach.


Fentanyl, podobnie jak inne związki opioidowe, wykazuje niestety typowe dla tych środków efekty uboczne, czyli zmęczenie, zawroty głowy, bezwład, a w większych dawkach – wymioty, bezdech i utratę przytomności.

Lek trafił na rynek w 1963 roku i zazwyczaj podawany był w bardzo małych dawkach, najczęściej też – z mieszanką innych substancji. Często łączono go ze stosunkowo nowym związkiem – butyrofenonem. W tamtych czasach była to najbezpieczniejsza dla pacjenta alternatywa dla wcześniej stosowanych znieczulających substancji wziewnych. Szczególną popularność fentanyl zdobył w krajach Europy wschodniej.

Tymczasem fentanyl nie znalazł miejsca dla siebie w USA ponieważ mądre głowy z Agencji Żywności i Leków słusznie uznały, że jego moc czyni z tego leku potencjalną truciznę. Trzeba było paru lat zanim lekarstwo to ostatecznie trafiło na tamtejszy rynek. Początkowo jednak zezwolono na sprzedaż tego produktu w domieszce z innym, bezpieczniejszym lekiem (dioperydolem), którego główną zaletą było to, że haj po zażyciu dużej dawki takiego specyfiku zazwyczaj okazywał się wyjątkowo nieprzyjemny, co zrażało potencjalnych ćpunów do sięgania po tę rynkową „nowość”.


Początkowo produkt ten chroniony był patentem, jednak kiedy w 1981 roku doszło do jego wygaśnięcia, a do aptek trafiło wiele alternatyw od innych wytwórców, sprzedaż leku wzrosła 10-krotnie. W tym też czasie zaczęło rozwijać się fentanylowe podziemie, a na ulicach amerykańskich miast można było kupić ten specyfik od narkotykowych dilerów. Wtedy też pojawiły się pierwsze przypadki przedawkowań.

Uwolnienie się fentanylu z ograniczeń patentowych szybko zaowocowało. Już w latach 90. producenci związani z branżą farmaceutyczną zaczęli prześcigać się w tworzeniu coraz to ciekawszych wynalazków. I tak na przykład Duragesic to nic innego, jak opiatowy plaster stosowany w przypadku pacjentów z przewlekłym bólem, którzy zdążyli się już uodpornić na inne leki. Natomiast w 1998 roku można już było kupić Actiq, czyli… fentanylowy „lizaczek” (głównie przepisywany osobom z nowotworami)! Pojawiły się także tabletki musujące, spraye do aplikowania oralnego, a nawet coś na kształt gumy do żucia.


Na początku XXI wieku po leki oparte na fentanylu sięgały już tysiące Amerykanów, a przedawkowania tej substancji zdarzały się częściej niż kiedykolwiek. Szczególnie dużo pacjentów opuszczało ziemski padół na skutek zbyt „frywolnego” stosowania wspomnianych plastrów fentanylowych . Później też okazało się, że niektórzy lekarze mylili się w przepisywanych dawkach tego leku. Podczas gdy media trąbiły o nieszczęsnych plastrach, 80% miłośników opioidowych lizaczków używało je głównie dla celów rekreacyjnych.


Z miesiąca na miesiąc liczba zgłaszanych zgonów spowodowanych narkotykiem rosła. W większości przypadków był to fentanyl pochodzący z nielegalnych fabryk. Kiedy więc policja robiła nalot na jedno podziemne laboratorium, powstawały trzy kolejne takie zakłady.
Czemu tak duży był popyt na lek z nielegalnych źródeł? Ano dokładnie z tego samego powodu, dla którego większość użytkowników marihuany prędzej pójdzie do ulicznego dilera niż do kliniki medycznej. Chodziło o łatwą dostępność – po pierwszych, nagłośnionych przypadkach złego przepisywania dawek fentanylu, policja skierowała swoje akcje przeciw… lekarzom, nie biorąc pod uwagę tego, że ukręciwszy łeb problemowi na tym poziomie, pozbawi się narkotyku dziesiątki tysięcy „legalnych” ćpunów, którzy przez ostatnie lata zdążyli się od substancji tej uzależnić. Drastyczny wzrost popytu na ten produkt, zgodnie z zasadami rządzącymi rynkiem, da swój efekt w postaci błyskawicznego rozwoju czarnego rynku.


Trzeba przyznać, że naloty na nielegalne, amerykańskie fabryki fentanylu były skuteczne. Nie zniechęciło to jednak przedsiębiorczych „baronów narkotykowych”. Tym bardziej, że stawką był tu naprawdę wielki hajs.

W 2013 roku ulice, z siłą większą niż kiedykolwiek, zalane zostały czarnorynkowym fentanylem. W ciągu kilkunastu miesięcy zmarło wówczas ponad 20 tysięcy jego użytkowników. Spora część tego specyfiku rozprowadzana była jako heroina, przez co wiele osób źle obliczało swoje porcje i kończyło swój żywot na skutek przedawkowania. Jedną z ofiar tego narkotyku prawdopodobnie był Prince, który właśnie w taki sposób podał sobie zbyt dużą porcję swojej szprycy. Musicie bowiem wiedzieć, że w jednym kilogramie fentanylu znajduje się ponad 50 tysięcy dawek, które spokojnie można uznać za śmiertelne. Żeby zrozumieć o jakich ilościach mówimy, rzućcie okiem na te obrazki.


Tak, to jest dawka śmiertelna fentanylu!

Prekursor, czyli substancja bazowa narkotyku była teraz produkowana w Meksyku, skąd szmuglowano ją do USA. Nie trzeba było robić tego ciężarówkami. Upchanie do kieszeni malutkiego pakunku z tą substancją było już całkiem niezłym biznesem, który szybko zaprocentowałby nie najgorszym zarobkiem. Tymczasem rocznie na granicy przechwytuje się setki kilogramów tego narkotyku! Pytanie jak dużo fentanylu ostatecznie trafia na amerykańskie ziemie?

Szybko okazało się, że jeszcze tańszym i bezpieczniejszym dla producentów rozwiązaniem było sprowadzanie substancji bazowych z Chin do Meksyku. O tym, że Chiny słyną z laboratoryjnej produkcji dowolnych związków chemicznych wiemy i w Polsce. To przecież z Kraju Środka pochodziły sprzedawane u nas dopalacze. Do Meksyku trafiały (i nadal trafiają!) półprodukty, z których to przez lokalnych chemików tworzono gotowy do wprowadzenia na rynek narkotyk. Kasa się zgadza, a substancje sprzedawane w takiej formie są legalne według lokalnego prawa, więc Chińczycy nie za specjalnie garną się do tego, aby proceder ten zatrzymać.

Fabryki skąd pochodzą chińskie prekursory fentanylu

Miejsca w Meksyku, gdzie „gotuje się” gotowy do wprowadzenia rynek narkotyk

To jeszcze jednak nic. Wkrótce też okazało się, że meksykańscy chemicy pracujący na chińskich „komponentach” mają większy talent, niż można było się tego po nich spodziewać. W 2016 roku magazyn Time opublikował wyniki swojego dziennikarskiego śledztwa ujawniając, że na amerykańskich ulicach królował wówczas nowy analog związku opracowanego przez Janssena. Była to substancja stukrotnie silniejsza niż fentanyl, która to w założeniu miała być środkiem uspokajającym dla słoni. Stężenie tego narkotyku było tak mocne, że już samo trzymanie jej w dłoniach groziło naćpaniem się, a przyjęcie dosłownie paru okruszków o wielkości ziarenka piasku mogło skończyć się przedawkowaniem.


Efekt? W ciągu paru lat liczba zgonów związanych z niewłaściwym doborem dawki tego związku skoczyła do góry o 540%! Obecnie szacuje się, że ponad 80 tysięcy Amerykanów rocznie umiera na skutek przećpania się opioidami. Znaczną część tych dragów stanowi oczywiście fentanyl lub jego potężniejsze analogi, a dopiero na drugim miejscu znajduje się heroina.


Jeśli jesteś statystycznym, młodym mieszkańcem USA to masz znacznie większą szansę na śmierć z powodu przedawkowania tego świństwa niż np. utratę życia w wypadku samochodowym czy zapicia się na amen.



Niestety uzależnianie się od leków ma w USA dość długą tradycję. Naród ten łyka rocznie ok. 110 ton przepisywanych przez lekarzy tabletek przeciwbólowych na bazie opiatów wydając na nie 300 miliardów dolarów! Co zastanawiające – większość z tych leków przyjmowana jest całkiem niepotrzebnie. Skutkuje to uzależnieniami i zgonami z powodu przedawkowania. Nie jest żadną tajemnicą, że pacjenci rzadko kiedy informowani są o efektach ubocznych działania tych substancji, za co z kolei odpowiadają niepisane umowy pomiędzy placówkami medycznymi a firmami farmaceutycznymi. Z kolei te ostatnie mają prawo swobodnie reklamować swoje produkty na receptę, tworząc zapotrzebowanie na lekarstwa często wśród osób, które wcale takich środków przyjmować nie muszą. To błędne koło wyhodowało naród wyjątkowo podatny na narkotyki z apteki, czego efekt w postaci niemalże stu tysięcy zgonów rocznie wśród uzależnionych od opioidów Amerykanów widać gołym okiem.


Źródła: 1, 2, 3, 4
3

Oglądany: 54640x | Komentarzy: 161 | Okejek: 796 osób

Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?

Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą
Najpotworniejsze ostatnio
Najnowsze artykuły

27.04

26.04

Starsze historie

Sprawdź swoją wiedzę!
Jak to drzewiej bywało