- Rytuał wypędzenia – rzucił w zadumie Duduś – to mógłby być niezły zaczep dla fabuły. Pomyśl, jakieś biedne dziecko, w zapadłej podlaskiej wsi, zostaje opętane. Zło i demony szukają bramy do przejścia w nasz wymiar. Pech chce, że mały Kajtek nadaje się do tego idealnie. Nie jest ani dobry, ani zły. Po prostu czysty. Dlatego siły nadnaturalne biorą go sobie na cel. Rozumiesz, ciasto do formowania. I tylko stara znachorka, i tylko w swojej chacie będzie mogła mu pomóc.
- Chyba dobrze kombinujesz – przytaknął Chomik – uśmiercisz dzieciaka?
- Może nawet spróbuję go uratować? – Duduś gładził się otwartą dłonią po potylicy, co zazwyczaj oznaczało procesy decyzyjne.
- Dobrze się czujesz? – zaniepokoił się bibliotekarz. Próba ratowania dziecka z opresji nie leżała w naturze Dudusia, oczywiście tej literackiej.
- Tak, przecież przy obrzędzie rytualnym i tak musi popłynąć jakaś krew – mrugnął porozumiewawczo pisarz – poza tym, mój drogi, przy przepędzaniu sił nieczystych rozchodząca się energia o coś na pewno zaczepi. Straty, jak to mówią, muszą być.
- Wiesz, ściany chaty mogłyby zatrzymać falę uderzeniową.
-
„…A trawa wokół chaty na tysiąc lat pozostała czarna od spalenizny. Najobfitsze wiosenne deszcze nie były w stanie tchnąć życia w tę obumarłą ziemię.” Muszę to zapisać. – Duduś wyszperał swój wierny notatnik i skrzętnie zanotował.
- Pysznie, no to masz zakończenie swojej opowieści. Pozwól, że podsumuję co dotychczas ustaliliśmy. Po pierwsze, chata. Moim zdaniem konkretne jej umiejscawianie jest zbędne. Chata mogłaby być wszędzie. Po drugie, znachorka. Tu też nie ma większej potrzeby rozpisywania się. Ot, stara baba z kurzajką, która posiada moce jakie się filozofom nie śniły.
- To chata powinna dawać jej siłę.
- Poza domem chcesz jej odebrać przywileje?
- Osłabić, z resztą nie na tym się skupiamy. Nie chcę za wiele akcji poza chatą. Szybkie wejście w fabułę, bez szczególnego tła. Pamiętajmy, że ta legenda jest na zlecenie naczelnego.
- Dobrze, a co z brzdącem?
-
„Dawno temu, kiedy góry dopiero przyjmowały swoje imiona, w małej wiosce zachorował Kajtek. Nikt nie wiedział jak mu pomóc. Z dnia na dzień chłopak słabł, a zrozpaczeni rodzice wylewali tysiące łez nad swoim synem.” Widzisz? Cyk i jest młody z chorobą. Teraz opętanie. Jak myślisz, lewitacja?
- Oklepane.
- Wymioty i bełkot?
- Duduś, błagam Cię, wysil wyobraźnię.
- Nocne spacery?
- Coś może w tym być. Ludzie od zawsze bali się lunatyków. Rozdział duszy od ciała, podróż astralna, takie historie.
- Ale to za mało, „siódmej nocy choroby stała się rzecz, która przeraziła i tak już wymęczoną rodzinę dziecka. Mały Kajtek wstał, podszedł do matczynego kufra i wyciągnął zwinięte w rulon arkusze papieru. Nie otwierał przy tym oczu, zdawało się, że jakaś tajemna siła prowadzi…”
- Duduś, chwila. Skąd w zapadłej wiosce, w biednej chałupie arkusze papieru? Przecież to nie był powszechny towar, a już szczególnie wśród raczej niepiśmiennego chłopstwa.
- Antoni mój drogi Chomiku bibliotekarzu, czyżbyś jeszcze raz prosił o wykład na temat swobody twórczej autora legend?
- Oszczędź.
- To nie zadawaj głupich pytań. „
Malec usiadł na środku izby krzyżując nogi. Rozwinął dwa arkusze, ułożył jeden przy lewej ręce, drugi przy prawej i zaczął pisać. Jednocześnie obiema dłońmi. Lewą ręką pisał od prawej strony do lewej, prawą zaś identycznie, tworząc tym samym lustrzane odbicie tekstu.”
- Teraz do akcji musimy włączyć znachorkę.
To ostatnie zdanie nie jest prawdą. Teraz musimy opuścić miejsce pracy, gdyż nastał weekend