ale na więcej niż to już mnie chyba nie stać dzisiaj
Rozdział drugi
Noc była wyjątkowo spokojna. Dwóm policjantom ze śródmiejskiej komendy patrol wlókł się niemiłosiernie. Miasto wyglądało jak gdyby jego ciemna strona wzięła urlop i wyjechała na wakacje. Posterunkowi Jan Franciszek Buła oraz Miecio „Atek” Różyczka patrolowali ulice odliczając czas do końca swojej zmiany. Wprawdzie nikt inny nie mówił na Miecia „Atek”, ale uważał się on za niedocenianego antyterrorystę, który dziwnym zrządzeniem losu trafił na stołeczne chodniki zamiast zajmować się prawdziwym zagrożeniem. Nie mniej, zawsze między swoim imieniem i nazwiskiem dodawał ten wspaniały pseudonim. Jan Franciszek Buła z kolei, był oddanym swej pracy stróżem prawa, z tym, że starał się unikać poważniejszych wysiłków. Wolałby pracę za biurkiem, jednak był świadom, że najpierw musi zedrzeć kilkanaście par podeszw by któregoś dnia zająć się żmudną, papierkową robotą, którą inni gardzili, a o której JF Buła marzył.
- Stój! – syknął nagle Atek. – Słyszysz to co ja? – Zatrzymał kolegę i wskazał kierunek, jednocześnie przykładając palec do ust by zasygnalizować ciszę w eterze. JF Buła wzruszył ramionami, nie bardzo wiedząc co zaalarmowało Miecia. Na uśpionej ulicy słychać było co prawda jakąś przytłumioną rozmowę, ale jej szczegółów Jan nie był w stanie wyłowić. Miecio przyległ do ściany budynku, przy którym się zatrzymali i używając gestów powszechnych wśród służb specjalnych poinformował kolegę, że ma iść za nim w stronę załomu kamienicy. Buła wykonał charakterystyczny dla siebie gest wzruszenia ramionami, ale podążył za kolegą zachowując względną ostrożność i ciszę. Teraz głosy stały się wyraźniejsze i dało się odróżnić poszczególne słowa. Oczy Buły robiły się coraz większe, źrenice Miecia zwężały się jak u kota szykującego się do skoku. Kolejny gest policjanta zasygnalizował – czekamy na rozwój sytuacji. W milczeniu, z niedowierzaniem przysłuchiwali się toczonej dyskusji.
- Nie wiem, cholera jasna, którego rytuału miałbyś użyć. Ty to przecież zawsze wymyślasz. – Nie kto inny jak nasz Chomik bibliotekarz po raz kolejny irytował się na Dudusia. – Pamiętasz ten, przy okazji historii małej dziewczynki, której upuszczano krew nad symbolami runicznymi? Może to?
- Chwilę niech pomyślę – odparł literat – Mówimy o tym, przy którym wyznaczało się krąg rozświetlany przez dwanaście półmetrowych świec? Raczej musielibyśmy działać w drugą stronę. Tamten obrządek miał na celu przywołanie złych mocy, a nie ich odegnanie w nicość zaświatów. Ale krąg jest świetnym pomysłem – pochwalił przyjaciela – zaraz coś tu zaprojektujemy. Gdzieś miałem kawałek kredy, jest. – Duduś wyciągnął rzeczony przedmiot z kieszeni marynarki i kopnął leżącą na chodniku puszkę by zrobić sobie miejsce.
Czający się za rogiem policjanci nie wierzyli własnym uszom. Miecio „Atek” Różyczka nakazał odwrót w celu zaplanowania akcji. Przykucnęli za kontenerem na odpady budowlane.
- Mamy tu sekciarz planujących rytualny mord – oświadczył stanowczo niedoszły antyterrorysta – nie widzę sensu wzywać wsparcia. Możemy ich sami zdjąć. Ja wbijam na dach budynku i zabezpieczam, tu będziesz głównym zespołem uderzeniowym.
- Zgłupiałeś Mieciu? – zaoponował Buła – przecież to jakieś dwie zwykłe moczymordy pieprzą bzdury, bo wychlali za dużo wódy. Tak, podejdziemy, owszem. Pogadamy, wylegitymujemy, spiszemy, każemy iść do domu. Jak niby chciałbyś wejść na dach tej kamienicy? I po jaką cholerę?
- Zmiana planu – skontrował Różyczka – wjeżdżamy we dwóch i walimy ich na glebę. Ty pilnujesz skutych, ja wzywam zmotoryzowanych, co by nasze ptaszki trafiły szybciutko do klatki.